poniedziałek, 11 lipca 2011

To pan jeszcze w czymś grał? Czyli o celebrytach w reklamie słów kilka...

Witam, trochę się rozleniwiłam na moim blogu J Jeden wpis na lipiec? Czuć wakacje… ale od razu się usprawiedliwiam, bo tak naprawdę to nie próżnowałam: praca, praca, i to niekoniecznie związana tylko z reklamą… A dziś szybciutko nadrabiam, będzie o wspomnianych już wcześniej celebrytach w reklamie.
Temat szeroki. Zwłaszcza w Polsce. Polskie reklamy wręcz pękają w szwach od celebrytów.  Zdawać by się mogło, że jeśli firma nie ma pomysłu na promocję, bierze znaną twarz i po kłopocie. Tymczasem jeśli twarz jest kiepska, a nawet irytująca, kłopot rośnie. Sęk w tym, aby wybrać osobę, która grać potrafi, jest w większości akceptowana i lubiana, no i jest przekonująca w reklamie.  Aktorka, która jest gwiazdką jednego serialu, z podobną do serialowej sztucznością przekonuje nas w TV do kupienia kremu, dajmy na to, dr Eris , by za 10 min w jakimś programie przyznać się, że używa tylko Diora. Dziś kobiety są bardziej świadome i nie dają się tak łatwo nabrać, ale większości kobiet na Diora po prostu nie stać, więc biorą Eris. Najlepszym wabikiem są jednak próbki kosmetyku, gratisy w sklepach, promocje, a nawet specjalne akcje promocyjne w miejscach sprzedaży.  Skoro firmy tak inwestują w znane aktorki, niech któraś z pań celebrytek pokaże się kiedyś w jakimś centrum handlowym i przekona mnie, że faktycznie tę markę lubi i zna. Tymczasem buszująca w amerykańskiej Krainie Czarów polska Alicja vel Zosia (ta od Pana Tadeusza) pojawia się w reklamie Pantene by zarobić kokosy, a znamy ją tylko z prasy bulwarowej. Takie reklamy mogą być irytujące…a jeśli już nie irytują, to stają się obojętne.


Ostatnio w reklamie pojawiła się Krystyna Janda, która może śmiało rywalizować z Jane Fondą w reklamie prasowej, jest identycznie wystylizowana (zbieg  okoliczności? Wątpię. Nawet nazwiska obu pań kończą się na -nda, hehe).


Jednak w spocie TV Janda budzi we mnie mieszane uczucia. Mówi od niechcenia, bez entuzjazmu (lakoniczne „mój numer jeden”). Dramat. Moja mama, potencjalny target, teatr i Jandę owszem lubi, ale ta reklama zniechęca ją do kupienia kremu, o którym wpływowa gwiazda mówi jakby z łaską. Miało być ekskluzywnie, i jest, bo kremy te skierowane są do dojrzałych, bogatszych pań, ale wyszło to dość teatralnie. Nie widzę kremu, oślepia mnie błysk fleszy (nic nowego), widzę za to Jandę, której wszystko jedno...


Kwestia wiarygodności przekazu w reklamach z udziałem celebrytów ma znaczenie większe niż niektórym się wydaje. ..
Najwięcej celebrytów nagromadziło się ostatnio w reklamach banków. Nadal moim faworytem jest Marek Kondrat, który nie musi udawać przygłupa i nie musi się nadymać,  żeby mnie przekonać. Jest wiarygodny, bo to aktor, który zawsze miał swoją klasę, nie żyje z plotek i intryg. Z pewnością zarabia krocie, ale dla mnie pozostaje osobą skromną, oszczędną, godną zaufania.  Dla banku ideał. Dla klienta – celebryta, który w reklamie nie pokazuje na siłę, że nim jest. Słuchamy go, lubimy, gdy czyta nam internetowe bajki i opowiada o „duchowym” stanie naszego … konta. Poza tym, nie ukrywajmy, scenariusze reklam są po prostu dobre, bo bez dobrej treści żaden celebryta firmie nie pomoże.

Polbank z kolei wykorzystał szczytową formę Justyny Kowalczyk, i wyszedł z tego dosłownie i w przenośni „z twarzą”. Justyna, mimo że sportsmenka, gra naprawdę nieźle, naturalnie, lepiej niż Mann i Materna dla Kredyt Banku, którzy są bezbarwni, bez życia i ni przypiął ni przyłatał do banku, a sama reklama jest bez pomysłu.




Ten zalew gwiazd chyba dostrzegli spece od marketingu, którzy zrobili reklamę TV dla banku BPH. W spocie widzimy młodego aktora (w tej znamienitej roli Bartosz Opania), który dowiaduje się, że słynie ze swej roli w... reklamie banku. „To pan jeszcze w czymś grał?”, pada w spocie pytanie. Reklama jest, moim zdaniem, bardzo dobra, rozbawia mnie do łez, ale samego Opanię stawia w dwuznacznej sytuacji: czy grać w reklamie to nie obciach? Nie, jeśli ma się, że tak powiem, ugruntowaną pozycję na rynku. Marka Kondrata znamy z wielu filmów, a z jakich produkcji znamy Opanię? Z produkcji BPH, odpowie chyba każdy Polak, który widział tę reklamę.


Jeśli reklamy  BPH mają swoje drugie dno, tępiące celebrytów w bankowości, to gwiazdą następnych reklam nie powinien być Opania, lecz te trzy osoby – zwykli ludzie – które potencjalnie o kredyt się ubiegają i o kredyt pytają. Dla mnie to oni mogą stworzyć świetną historię, napotykając w spotach na przykład znane osoby, lecz tak naprawdę interesujące się ofertą banku, a nie celebrytą.
Dobrym i ciekawym pomysłem jest pokazanie gwiazdy od tej drugiej, mało znanej strony: jako zwykłego człowieka, z jego wadami i kompleksami, z podobnymi problemami, ale mającego dystans do siebie i poczucie humoru. Słynna reklama Heinekena z gwiazdą serialu „Przyjaciół” Jennifer Aniston jest tutaj dobrym przykładem na reklamę z celebrytką, w której sprytnie przeniesiono fokus z aktorki na firmowy produkt. Niziutka, ale atrakcyjna aktorka, podobnie jak prawie każdy młody człowiek, lubi sobie wypić piwko, a że nie może po nie sięgnąć? No cóż, ma pecha J

Tu nie ma wątpliwości, że najważniejsze jest piwo, czyli Heineken. W przypadku polskich reklam mam wątpliwości, czy reklamowany jest produkt czy (często wątpliwa, a często spadająca) gwiazdka ekranu. Nie jest bowiem sztuką zareklamować znaną twarz, sztuką jest zrobić reklamę produktu, w której to nie gwiazda jest najważniejsza i to nie ona wzbudza emocje. 
...A wracając do piwa, to w następnym odcinku bloga z okazji wakacji właśnie o reklamach piwa będzie J


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Idzie nowe, czyli rebranding

Długo mnie nie było z powodu egzaminów, ale już nadrabiam reklamowe zaległości J Sporo się przez ten czas wydarzyło na polskiej „scenie reklamowej”, co zresztą jest typowe dla tej dynamicznej branży.
Przedsmakiem niech będzie poniższy klip (choć potem aż tak śmiesznie nie będzie...):




Dziś będzie o rebrandingu, czyli o trudnym procesie przeobrażenia firmy, co wiąże się ze zmianą jej wizerunku, a głównie o Era-T-Mobile.  Zwykle firma zmienia swój image z powodu rozpoczęcia współpracy z inną firmą lub z powodu zmiany jej pozycji na rynku. W Polsce mamy wiele na to przykładów...Idea zmieniła się w Orange, Commercial Union połączył się z Aviva, a teraz na czasie jest Era, która z niebieskiej telefonii zamieniła się w różową T-Mobile. 
Jeśli zmiany są nieuchronne, to reklama ma za zadanie oswoić klientów z nową sytuacją i stopniowo ich do niej przyzwyczajać. Najpierw informuje klientów: uwaga, nadchodzi zmiana. Pomagają w tym tzw. teasery, czyli zajawki, które są przedsmakiem reklamy właściwej i z której dowiemy się dopiero, czego zmiana dotyczy. Wszystko po to, żeby nie wywołać u klientów szoku: ale jak to? Co to za nowa firma? Co ta zmiana ma znaczyć? W końcu firma ma swoich stałych klientów i musi dać im do zrozumienia, że się z nimi liczy, że rozumie ich obawy i że zrobi wszystko, aby klienci uwierzyli, że jest to zmiana na lepsze. A w dodatku klienci nie mogą zapomnieć, że jest to ta sama dobra firma, do której się przyzwyczailiśmy, tylko że w nowych szatach.

Popatrzmy na przykład Ery...Jako że sama jestem ich klientem, z ciekawością obserwowałam i obserwuję ich „spektakularne” wejście. No właśnie, czy aby na pewno na tyle spektakularne, na ile się spodziewaliśmy? Już od dłuższego czasu Era informowała nas o nieuchronnej zmianie: na billboardach, w Internecie...Spod niebieskiego plakatu wyłaniało się coś różowego, a hasło „nadchodzi wyjątkowa chwila” (mało odkrywcze, ale niezłe) miało wzmóc u klientów podniecenie.



A tu mamy mało zaskakującą, prostą kontynuację w postaci T-Mobile, który nas wita, mówiąc: witaj wśród milionów ludzi na świecie, których łączy T-Mobile.



Długie to hasło i mało wyróżniające się, bo przecież każda telefonia komórkowa z milionowym „łączeniem się” nam się kojarzy. Ale i tak już jest dobrze, bo przestały nas atakować absurdalne latające zwierzęta czy Eskimosy. Mnie najbardziej będzie brakowało kultowego hasła „Takie rzeczy tylko w Erze”, które można w nieskończoność przerabiać: takie rzeczy tylko w szkole, takie rzeczy tylko na wsi itp. Ale T-Mobile dopiero się w Polsce rozkręca i mam wielką nadzieję, że nie zmarnuje potencjału.

Mnie Era kojarzyła się z marką rodzinną, nastawioną na ludzi o wysokim poziomie inteligencji, którym absurdalne, nie klejące się reklamy nie są potrzebne, a z drugiej strony, niestety, z konserwatyzmem. I widzę tę kontynuację (znowu niestety) w przydługaśnym spocie TV, w którym jakiś dziadek (Jan Nowicki, o sorry) opowiada swoją historię, pasjonującą niczym opowieść o zagubionej w pralce skarpetce.



Spot ładnie zrealizowany, stylowo, z klimatem, ale jakoś bardziej pasuje mi on do towarzystwa ubezpieczeniowego lub browaru. Wolałabym, żeby ten rebranding Era-T-Mobile był pokazany w bardziej korzystnym świetle i żeby udowodnił, że jest potrzebny Erze do przeistoczenia się w markę nowoczesną, dynamiczną, pokazującą ludzi z pasją, umiejętnie dzielących czas między pracę a rodzinę. A tu historia podstarzałego już Don Juana, sceny niczym z filmu „Malena” (motyw z piękną dziewczyną) i „Czekolada” i nic, co by z tego wynikało.  Są chwile które łączą, tylko kogo? Mnie z tym panem w spocie nie łączy nic. I jakoś nie bardzo interesują mnie jego przyjaciele ze sfer. A przecież to mogła być piękna historia! A wyszło pompatycznie i niezgrabnie. Który z klientów T-Mobile może się z nią utożsamić? Nie widzę też żadnej kontynuacji dla głównego bohatera. A przecież kampania powinna być spójna.

No cóż, czekam na kolejne kroki i marzę strasznie, żeby wreszcie zobaczyć reklamy zupełnie innego pokroju...I tutaj wracamy do punktu wyjścia dzisiejszego topiku. Za te reklamy poniżej i mimo tych powyżej kocham kolor różowy! Miłego oglądania.













poniedziałek, 30 maja 2011

Reklamy absurdalnie proste

Miało być o absurdzie i będzie :)
Kiedyś reklamy były proste, teraz są absurdalnie proste.
I miało być o Mumio. No więc a propos Mumio… Reklamy z Mumio na swój sposób oczywiście były dobre. O nich się mówiło. I o to chodziło. Plus wybił się ze swoją innością i abstrakcyjnym podejściem do telefonii komórkowej. Dla przypomnienia córka Mandaryna z kampanii Pięć Cięć, która – z całą moją niechęcią do mumiowych/mumijnych skeczy – jest absurdalnie śmieszna.




Chiński wydźwięk Pięć Cięć i zwinięta w rulonik oferta zapada w pamięć. A „zaniosę-nie zaniosę” można użyć w codziennym życiu, jak chcemy się z kimś podrażnić. Tym razem jest na Plus.

Teraz operatorzy idą w ten deseń i robią reklamy niedorzeczne (co nie znaczy, że bezsensowne). Jakiś taki trend… Era wystrzeliła  z latającą kurą (ale już niedługo będzie T-Mobile, zobaczymy, co wymyślą),  Heyah z animowanymi zwierzakami, które nawijają, a Orange nadal jest w swoim pomarańczowym świecie z włochatymi stworkami. Plus postawił obecnie na retro-humor rodem  z angielskich komedyjek. Jest dobrze. Jedynie Play – i tu niespodzianka, pokazuje w reklamach… ludzi. Zwykłych ludzi. Czyli jednak da się tak normalnie po ludzku…

Przypomnijmy sobie, czym niedorzecznym karmią nas w reklamach.
Zacznijmy od Ery:



Rozumiem, że w innych sieciach minuty „lecą”, a w Erze „lądują” na moim koncie, ale zanim się połapię, co autor miał na myśli, to reklama się skończy, a ja zapamiętam tylko kurę, a nie ofertę. Zgadzam się tylko z jednym – że takie rzeczy tylko w Erze. Tylko...jakie?

A Orange? Orange myśli sobie: z sms-ami i darmowymi minutami jest jak z yeti – czy ktoś je widział? I zaraz postanawia naprawić ten błąd, pokazując nam swoją metaforyczną krainę rozmów na kartę. Czuję się jak w filmie sci-fi i nie dowierzam, że tak wyglądają minutki:




Jestem raczej zdecydowanie na nie i nie mogę się doczekać, kiedy Orange zmieni wizerunek z wyidealizowanego (trudne słowo) na bardziej wiarygodny. Dla odmiany reklama Orange z innego kraju:



Tutaj nie jesteśmy atakowani przez żadne (s)twory, a do ostatnich sekund nie wiadomo, o jaką firmę chodzi. Więc może by tak inaczej? Pokazać ludzi, którzy korzystają z dobrodziejstw Orange i świetnie się przy tym bawią?

Ale Plus, Era, czy Orange to jeszcze nic w porównaniu z Heyah i 36.6, to "coś" skierowanie jest oczywiście do młodzieży. No to sru:




Rozumiem że Heyah stawia na młodych, którzy piszą tylko sms-y (i gdyby mogli, wypracowania też pisaliby na 160 znaków) i nie wiedzą, jak wygląda ż czy ó, i którzy wcale się tym nie przejmują. W innym wypadku Heyah to obciach. 

A 36.6? Tu Turbodymomen wkracza do akcji...



Obejrzałam Turbodymomena zawstydzającego wszystko i wszystkich i powoli się do niego przyzwyczajam, wkładam go pomiędzy bajki, między Bolkiem a Lolkiem, bo ja nie ten target jestem to nie czaję bazy. Ale dzieci, które moja mama uczy w szkole, czają. Co prawda za bardzo nie znają się na taryfach i innych „dorosłych” sprawach, ale to już problem rodziców.

No cóż, młode pokolenie nie jest pokazane jako zbyt inteligentne...

Ja absurdalnym reklamom nie ufam, są fajne ale ich fajność nie przekonuje mnie do zakupu. Ożywiony piesek jakoś do mnie nie dociera, tym bardziej, że gdy pójdę podpisać umowę, żaden piesek czy wyczochrany bóbr mnie nie obsłuży. I tak wybiorę ofertę najkorzystniejszą, a jaka to będzie – tego w reklamach nie widać (ani nie słychać). Widać (a raczej słychać) za to kopytko, pastuszka, oszcz,  wyprz i całe zoo z turbo-dymo-menem na czele. Absurd warto wykorzystać po to, żeby zaskoczyć. Jeśli konkurencja pokazuje w reklamach oklepane motywy, warto wyskoczyć z czymś pozytywnie zakręconym.  Ale co za dużo, to niezdrowo, więc jeśli wszyscy z jednej branży prześcigają się w swoich absurdalnych pomysłach, to robi się to absurdalnie nudne i męczące.


niedziela, 29 maja 2011

Od kabaretu do reklamy

Zacznę od tego, że uwielbiam kabarety. I to wcale nie jest śmieszne :)  Kabaret ma z reklamą wiele  wspólnego: zarówno twórcy reklam, jak i artyści kabaretowi muszą być czujnymi obserwatorami świata. Muszą wiedzieć, co jest modne, co jest na czasie,  co się dzieje w kraju i na świecie. Skecz o nastolatkach czy reklama do nich skierowana nie obędzie się bez języka, jakim nastolatki się posługują.  Dlatego lubię posłuchać, co zaobserwowały ludziska ze świata polskiego kabaretu, żeby sprawdzić, czy i ja to zauważyłam.  Poza tym kabaret mnie bawi i relaksuje, np. KMN, przy którym nabieram dystansu do wszystkich i wszystkiego.

Teraz mamy modę na połączenie reklamy z kabaretem. Kiedy w PLUSIE wystartował kabaret Mumio, ludzie oszaleli. Absurdalne teksty spodobały się wszystkim przyzwyczajonym do normalności… Przypomnijmy sobie kilka z nich, a kto chce więcej, wie, gdzie szukać:



Ze zdziwieniem odkryłam na jednej z imprez, że moi znajomi, choć nie potrafili wyjaśnić dlaczego, uwielbiają reklamy PLUSA.  Ale nie wszyscy je lubią, bo nie wszyscy lubią taki humor. Ja nie lubię. I nie mogłam zrozumieć tych zachwytów (a nie,sorry, mogłam, ale ich nie podzielałam). A moi znajomi byli w Plusie nie ze względu na Mumio, ale ze względu na ofertę, o której i tak dowiedzieli się z neta. Mnie absurdalny humor nie kręci i nie podnieca, jak jest to jest, ale być go nie musi, tym bardziej że gagi Mumio są od czapy, więc generalnie twórcy reklam idą za ciosem i absurd goni absurd, żeby tylko coś się działo. Ale i to się przejadło.

Zdecydowanie wolę kampanię PLUSA, a raczej jego karcianego odłamu, czyli Simplusa, nawiązującą do znanych filmów. Reklama, która mimochodem wychwala postęp techniki, przenosząc technikę do zamierzchłych czasów, jest po prostu dobra i ciekawa:




Ale o Mumio, o Plusie i o absurdzie będzie w następnym poście...

Wracając do kabaretu, oto mamy reklamowy kabareton. W reklamach grają Pakosińska z KMN dla UPC, Łowcy.B dla Media Markt, czy wreszcie Majewski dla banku PKO (Majewski to nie kabaret, ale element satyryczno-ironiczny). Z różnym skutkiem.

Pakosińska w UPC nie pokazuje swoich możliwości, równie dobrze mogłoby jej nie być, a szkoda, bo to i piękna kobieta (i jako gosposia, i jako żona jaskiniowca), i z charakterystycznym głosem (bo że ze śmiechem to oczywiste), i talent ma do odgrywania różnych ról. Zabrakło pomysłu. Co prawda wydaje się, że twórcom reklamy nie o humor chodziło, ale o pokazanie kobiety sukcesu, ale nie tego się spodziewaliśmy po Pakosie, prawda?



Z kolei Łowcy.B odegrali łowców okazji dla Media Markt, który jest, jak wiadomo, nie dla idiotów. Nawet mi tam pasowali. Media Markt zawsze miał krejzolskie reklamy, więc "co się dziwisz". Tylko oni mogą w charakterystyczny dla siebie sposób zareklamować niepozorną suszarkę czy port USB.




A Majewski? Tu mamy posunięcie ryzykowne, połączenie szołmena z biznesem, ironia z poważną firmą, czy można temu zaufać? Wielokrotnie przemielony pomysł z zerrrem (ale na co te banki mają nas złapać?), tyle że z udziałem Szymona, a jaki Szymon jest, każdy widzi. Szymon mnie bawi, i zdaje się, że on sam świetnie się bawi, tylko że to jest bank. Bank dla kogo?



Pytanie, na ile w tekstach reklam jest inwencji copywritera, a na ile samych artystów kabaretowych, którzy mogliby z nim konkurować pomysłowością. 
I jeszcze jedno. Kabaret ma tę przewagę nad celebrytami w reklamach, że (w większości) kojarzy się pozytywnie. Celebryci nie zawsze, większość irytuje, czujemy przesyt nimi i śmieszą nas, kiedy reklamują Sorayę, a sami używają Diora (o celebrytach jeszcze będzie, I promise). Artyści kabaretowi są bardziej autentyczni i zdają się być w swoim żywiole, udając słodkich debili. Bo kto jak kto, ale oni mają dystans do reklam i robią po prostu swoje - bawią się nią, zarabiając na tym sporą kasę.

piątek, 27 maja 2011

Miodzio reklamy czyli małe co nieco o frazeologii spożywczo-kuchennej

Jakie są najlepsze związki w polskiej reklamie? Bez wątpienia te frazeologiczne...
Dla tych, co na lekcjach polskiego ucięli sobie wtedy drzemkę, to takie związki, w których dwa wyrazy (a nawet więcej, hoho!) łączą się ze sobą i powstaje związek o konkretnym znaczeniu. No załóżmy mówimy że ktoś jest „szaleńczo zakochany” a nie „wariacko zakochany” . Takie związki mogą mieć znaczenie przenośne, np. mówimy „rzuć okiem”, ale nie rzucamy okiem dosłownie ;) (chyba?)

Oczywiście, wszyscy to wiemy, ja ja, ale dla copywritera frazeologia to potęga. Stosuje się ją w wielu reklamach, wykorzystuje idiomatyczne znaczenia, które można przenieść na znaczenia dosłowne (a ostatecznie można stworzyć własną frazeologię, niecodzienne połączenia, oczywiście zupełnie świadomie).

Tak też się stało w słynnych reklamach Biedronki, które podobają się i śmieszą chyba wszystkich (chyba?). Ich fenomen polega na tym, że pojawiają się w nich związki frazeologiczne i utarte powiedzonka, które wszyscy znamy i które używamy na co dzień. A ponieważ używamy je tak często (zapewne tak często, jak jemy, albo i częściej), normalnie nie zwracamy już na nie uwagi. Tymczasem taka niepozorna Biedronka gdzieś tam sobie lata w naszej wyobraźni za każdym razem, kiedy jakaś spożywczo-kulinarna frazeologia przejdzie nam przez gardło. „Ale mi się upiekło”, „Ale kaszana”, „No to klops”, „Wpadła jak śliwka w kompot”, „Teraz to musztarda po obiedzie” – to tylko niektóre frykasy naszej polszczyzny (i proszę mi tutaj cudzego nie chwalić!), które Biedronka dla nas odgrzała. I wyszło jej to na dobre.

Polacy łyknęli. Nie dość, że produkty same pięknie się zaprezentowały (i ta dykcja, i ta intonacja! oklaski dla spikerów! i ta urocza animacja...), to jeszcze Polacy przyzwyczajeni do języka ulicznego dostali darmową lekcję pięknej polszczyzny...Dla mnie perełka w morzu zalewającej nas tandety, jaka panuje w polskiej reklamie. Brawo za prostotę (tak, tak! Prostotę! bez kopytka bezendu z wyprzy) i konsekwencję – bo humor  w reklamach Biedronki nie psuje się i nie jest przeterminowany.

A teraz dla wszystkich wygłodniałych reklamożerców, biedronkowe „przeżyjmy to jeszcze raz”:


*****

A teraz coś ode mnie – propozycje na nowe biedronkowe spoty:

„Grill”
Na ruszcie – Kiełbasa, tłocząc się między szaszłykiem a boczkiem: Ale tu ciasno!
Szaszłyk: To obróć się na boczek, hehehe (sarkastyczny śmiech)
Kiełbasa (kipi z oburzenia): Takie świńskie kawały to nie dla mnie. Ty to byś się tylko...nabijał.
Produkty z Biedronki polecają się na grilla.

„Marmolada”
W kuchni Masło zamienia się w fotografa i robi zdjęcie rozkrojonym Bułkom:
Masło: Wszyscy są? Nikt się nie wykruszył? No to teraz szeroki uśmiech i wszyscy powtarzamy „mar-mo-la-da”.
Bułki: Mar-mo-la-da.
(masło robi zdjęcie z flashem)
Z boku stoi smutny dżem i łka: Marmolada, marmolada, a dżemik to co? (ryczy)
Na to ciastko przekładane kremem: Ale ty się mażesz. No chyba się rozkleję.
Produkty Biedronki polecają się na śniadanie.

Kamera, akcja...

And the winner is... cz. 3 - Reklama spo

Tym razem słów parę o reklamie społecznej oraz kilka przykładów z listy zwycięzców CLIO AWARD. Panie i Panowie, czapki z głów!
Reklama społeczna sprzedaje problem. A żeby go sprzedać, musi to zrobić taktownie, czasem za pomocą drastycznego obrazu, a czasem...humoru. Nie zawsze jednak humor pasuje do sytuacji, o ile tematyka seksu może być pokazana w sposób humorystyczny (ale z pouczającym morałem), o tyle pokazywanie "z jajem" biednych czy nieuleczalnie chorych dzieci jest co najmniej niesmaczne.
Problem można pokazać na wiele sposobów, np. odwołując się do grupy, której problem bezpośrednio dotyczy (dzieci, osoby starsze), lub do ludzi, którzy myślą, że to nie ich problem (np przygodny seks). Kampanie społeczne to jedne z najbardziej emocjonalnych motywów w reklamie, mające na celu oswojenie z rzeczywistością. Wcale nie różową, ale kto powiedział, że trzeba straszyć, pouczać (chyba nikt tego nie lubi...) i siać panikę? Cała sztuka polega na tym, żeby nie odstraszyć, nie zniechęcić i nie brać na litość, ale żeby wzbudzić zainteresowanie problemem i zachęcić do działania. Mnie te reklamy zachęciły. Są dżast emejzing. I w dodatku tak naprawdę ich siłą jest prostota i konkretne, mocne akcenty.
Przed wami jedne z najciekawszych reklam społecznych (z gatunku print & outdoor, a to tylko namiastka kampanii, no i pominięty na razie ambient). Pozostawię je bez komentarza, niech przemówi reklama i problem, jaki przedstawia...






*****



"The longer you live on the street, the harder it is to get off it"

*****




"If you don't fight child abuse, who will?"

*****

A na zakończenie trochę obrazków z morałem. Pomysłowość ludzka nie zna granic ;) Myślę, że twórcy reklam wczuli się w rolę i jak żaden inny problem ten zrozumieli najlepiej... Charlie The Trouser Snake rządzi...wrrr ;) Problem poważny, ale bez straszenia i moralizatorstwa.


*****

*****

I to by było na tyle, póki co, inicjatywy społecznej...:) Please make a contribution.

And the winner is... cz. 2 - Reklama która coś mówi

Oprócz reklamy niemej, w której copywriter idzie sobie na zieloną trawkę, a grafik twórczo i radośnie szaleje, istnieje reklama, w której obraz doskonale komponuje się ze słowem. Oczywiście jeśli owo słowo (lub słowa) dotyczą tegoż obrazka. Gorzej, jeśli hasło grafiki się nie trzyma, ale nie tutaj. Tutaj mamy przykłady reklam, w których współpraca grafika z copywriterem jest bardzo udana a stworzona reklama jak chlebek z nutellą - można jeść oczami i nie staje w przełyku. Nagroda CLIO zasłużona.





Niezły bayer. Nareszcie coś innego niż bawienie się w doktora (boli cię głowa? weź...) Pomysł prosty, acz bardzo kreatywny.




Kolejny pomysł z gatunku wybitnie prostych. Tym razem od LG. Lubisz sobie pogadać? Zabawny motyw z książkowym tytułem, który sugeruje treść (dłuuugiej) rozmowy mnie rozbroił. Takie to proste... I do tego slogan: More battery, more talk.





"Brushing for 2 minutes will be healthy for everyone". Podpisuję się pod tym obiema nogami, rękami i wszystkimi zębami. I ta grafika...Bajki Disneya się chowają.



Coś dla tych co nie mogą spać po nocach z wyboru lub z przymusu ;) When sleeping is NOT an option...drink Taina. Hehe, pij i bądź czujny.



Don't let your colours mix. Hardcorowo-kolorowo. Dla gospodyń, które są wierne temu jedynemu...proszkowi.



Część kampanii, w której "powracają" do życia przedmioty, do których bohaterowie mają sentyment. Choć samemu można się rozkleić ze wzruszenia, tu wszystko się klei idealnie. I zabawnie, i inteligentnie, i jeszcze się rymuje. Welcome back, Super Attack.


Gratuluję i zazdroszczę tak udanych reklam! Ale co mnie nie zabije (z zazdrości) to mnie wzmocni ;)

And the winner is... cz. 1 - Reklama niema

Zawsze kiedy widzę lub słyszę reklamy beznadziejne, pocieszam się myślą, że są i te świetne. Żeby nie utonąć w dziadostwie, promujmy mistrzostwo. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest to wina agencji, w tym copywritera, a najzwyczajniej w świecie upartego klienta, że z polskiej reklamy wychodzi gniot. A ponieważ nie da się nauczyć copywritingu z książek ani od upartego klienta tym bardziej, trzeba studiować przypadki i uczyć się od innych. Dla mnie najbardziej inspirujące są reklamy, które wygrały. Wygrały z nudą, tanim efekciarstwem i oklepanymi motywami. I zdobyły prestiżową nagrodę CLIO. Reklamowy Oskar jest ukoronowaniem pracy całego zespołu, który stawia na reklamy nie tylko piękne i skuteczne, ale i potrzebne.
Oto reklamy nagrodzone CLIO AWARD. Więcej na www.clioawards.com
Wygrywa prostota! (ale nie prostactwo)

Reklama może się obyć bez słów. Jeden warunek - design musi być świetny i wymowny. Język migowy w reklamie jest jednym z najbardziej sugestywnych. Resztę dopowiadamy sobie sami. Tutaj co prawda rola copywritera jest niewielka, bądź sprowadza się do podsumowującego sloganu, ale na pocieszenie trzeba powiedzieć, że w całościowej kampanii jakieś słowo wyjaśnienia klientom rzec trzeba, a wtedy hulaj dusza copywriterze! Tutaj reklamy bez zbędnego gadania, copywritera pewnie wysłano na urlop, a grafik się pocił ;)




Lalka Barbie nareszcie coś sobie pociumka, może trochę przytyje?:)




Coś dla ciepłych kluch...Myślałeś, że nie możesz wziąć ze sobą łóżka? A jednak, śpiochu!




A to co za kapselek? Heinekenek. Gdzie ukryty, czyżby w beczce? Nie, w ukrytej lodóweczce.




Nie trzeba się drzeć, że to Strepsils. Fajne i dowcipne.


Oczywiście to tylko przykłady genialnej kreatywności. Jak to zwykle bywa - pomysły przynosi samo życie i czujna obserwacja otaczających nas ludzi i bibelotów, czyli naszego arcyciekawego świata :)

czwartek, 26 maja 2011

Ja, copywriter




Ja, copywriter, świadomy swych praw i obowiązków, wynikających z założenia bloga, uroczyście oświadczam, iż wstępuję w związek małżeński z reklamą, i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.

O mnie

Imię: Marta

Nazwisko: Wacowska

Wiek: Produktywny

Zainteresowania: Czytanie ofert pracy, czytanie reklam i oglądanie i słuchanie też, a nawet reklam tworzenie na zawołanie i bez zawołania też, skoki na głęboką wodę, szukanie dziury w całym i inne fatalne zauroczenia
Lubię: To, i owo też
Jestem: Szalona, mówię ci, zawsze nią byłam...